Zmieniłam trochę koncepcję prowadzenia tego bloga. Dlatego też będą tu pojawiać się one party nie tylko o siatkarzach, jak do tej pory, ale też o innych sportowcach, piłkarzach, skoczkach narciarskich, piłkarzach ręcznych itp.

Le véritable amour

      Stoimy przed ołtarzem, podajemy sobie prawe ręce. Kapłan oplata je stułą. Patrzysz mi głęboko w oczy, widzę w nich miłość i oddanie. Pomyślałby kto, że my kiedykolwiek weźmiemy ślub. Przecież się nienawidziliśmy. Nasze relacje ograniczały się jedynie do kolejnych obelg wypowiadanych pod moim lub twoim adresem.
                                                                                                           Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest
       Nigdy nie mogłeś znieść myśli, że ktoś jest od ciebie w czymś lepszy. Pamiętam, gdy w szkole nie jechałeś na zawody sportowe. Chodziłeś naburmuszony, obrażony na cały świat. Bez kija nie można było podejść, a co dopiero się odezwać. Byłeś dobry z matematyki. Brałeś udział w różnych konkursach. Pamiętam, bo ja też to robiłam. Z reguły zajmowałam wyższe miejsca niż ty. Miałeś świadectwa z czerwonym paskiem co roku. Od podstawówki, aż po liceum. Mi nigdy nie były potrzebne.
                                                                                                                              Miłość nie zazdrości
       Aż pięknego majowego dnia, pod koniec drugiej klasy liceum uświadomiłam sobie, że czuję do ciebie uczucie. I nie była to czysta nienawiść. Nie, było to coś skrajnie odwrotnego. Co z tego, jeśli nie mogłam cię mieć? Od lat chodziliśmy do tej samej klasy, mieszkaliśmy po sąsiedzku, mieliśmy siebie po uszy a nawet jeszcze bardziej. Ty byłeś świetnie prosperującym sportowcem. Siatkarzem. Dziewczyny lgnęły do ciebie ze względu na sławę, jaka cię otoczyła. Byłeś jednym z najbardziej rozpoznawalnych w naszej szkole. Dokuczałeś mi jeszcze bardziej, gdy dostawałam lepszą ocenę, gdy kwalifikowałam się do wyższych etapów konkursów. A ja próbowałam przekonać serce, że tym razem rozum ma rację. Że to bez sensu. Że to bez szans i przyszłości. Egzystowałam cicho, z dnia na dzień coraz bardziej zakochując się w twoich oczach, uśmiechu. W tobie.
                                                                                                              Miłość nie szuka poklasku
        W gniewie mówiliśmy różne słowa. Sypały się przekleństwa, najgorsze obelgi. Od ciebie najczęściej słyszałam, że jestem grubą świnią. Bolało, nie powiem. Bo mimo tego to cholerne serce nie chciało przestać. Rozum bezskutecznie próbował je przekonać. Nic z tego nie wyszło. Po każdej takiej kłótni uciekałam i płakałam. Najczęściej w pokoju, siedząc na parapecie i wpatrując się w twój dom, na który widok z okna akurat mi się trafił. Czasem patrzyłeś przez okno, a gdy widziałeś że płaczę, po prostu się odwracałeś i odchodziłeś. Ale wszystko zmieniło się diametralnie, przez jedną sytuację, którą chciałabym wymazać z pamięci na zawsze.
                                                                                                                  Pychą się nie unosi
         Szłam ulicą, gdy za sobą usłyszałam głosy. Odwróciłam się. To byli twoi przyjaciele. Co dziwne, ciebie z nimi nie było. Gdy mnie zauważyli, zaczęli mnie gonić. Uciekałam, co mogłam zrobić innego? Szydercze śmiechy były coraz bliżej mnie. Słońce zachodziło za budynki. Starałam się szukać schronienia. Instynktownie wiedziałam, że jestem w niebezpieczeństwie. Poczułam na swoich plecach ręce. Próbowałam się wyrwać, ale ktoś wykręcił mi ręce, unieruchomili mnie. Krzyczałam, ale wiedziałam, że nikt mnie nie usłyszy. Byliśmy nad Wisłą, w mało uczęszczanym miejscu. Pamiętam wyzwiska, obelgi i śmiechy, gdy ktoś zdarł ze mnie spodnie i majtki. A potem wdarł się we mnie. Krzyczałam, płakałam, prosiłam. Bolało. Cholerny ból, który nie ustawał nawet po tym, jak odeszli, zostawiając mnie samą, zakrwawioną, zbyt obolałą na jakikolwiek ruch. Upokorzenie i nienawiść do nich. Do ciebie nie. Tylko do tych. I pamiętam też, że gdy następnego dnia szłam z mamą do szpitala, zobaczyłam ciebie, atakującego jednego z nich. Pamiętam też, co powiedziałeś.
  - Co wyście jej, kurwa, zrobili?! – twój krzyk niósł się po całej ulicy. Uderzyłeś go kilka razy pięścią.
  - Zabawiliśmy się – zarechotał tamten. W odpowiedzi dostał kilka kolejnych ciosów. Osunął się na ziemię, kuląc się. Splunąłeś i odszedłeś. Zauważyłeś mnie.
                                                      Nie dopuszcza się bezwstydu, nie szuka swego
                                                      Nie unosi się gniewem, nie pamięta złego

      Podszedłeś do mnie. Kazałam mamie iść. Miałam dojść za moment. Wahała się mnie zostawić. Jednak ostatecznie ci zaufała. Podszedłeś do mnie i przytuliłeś ostrożnie. Nie wiedziałam, co o tym myśleć. Nie miałam bladego pojęcia, o co ci chodzi. Jeszcze dzień wcześniej się kłóciliśmy, a teraz…
  - Muszę ci coś powiedzieć – mruknąłeś, patrząc mi w oczy.
  - Więc słucham – siliłam się na obojętny ton.
  - Ja… Ja… Przepraszam. Przepraszam, że cię wyzywałem, za wszystkie krzywdy. Przepraszam, że mnie z nimi nie było, powstrzymałbym ich. Wybacz, proszę. I… kocham cię.
  - Ty… co? Naprawdę? – patrzyłam z niedowierzaniem.
  - Naprawdę. Od szóstej klasy. Tylko bałem ci się powiedzieć.
  - Nie ugryzłabym. Ja ciebie też, wiesz? – w tej jednej chwili wybaczyłam ci wszystko.
                           Nie cieszy się z niesprawiedliwości, lecz współweseli z prawdą
      A teraz, gdy wypowiadasz słowa przysięgi, nie mogę powstrzymać się od uśmiechu. Od tamtych chwil minęły dwa lata, a nasze uczucie rozkwitło. Gdy wsuwasz obrączkę na mój serdeczny palec, przypominają mi  się wszystkie szczęśliwe chwile przeżyte z tobą. Mecze, wygrane, triumfy, nasze randki, twoje wyznania miłości, oświadczyny w Gdańsku przy zachodzie słońca na plaży, twoje szczęście, gdy się zgodziłam.
                                                  Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy
                                                 We wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma

   - Ja Izabela biorę sobie ciebie, Andrzeju za męża i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż panie Boże wszechmogący, w Trójcy jedyny i wszyscy święci – biorę obrączkę z małej poduszeczki. – Przyjmij tę obrączkę na znak mojej miłości i wierności.
   - Możecie się pocałować – szczery uśmiech starszego kapłana sprawia, że całujesz mnie prawie natychmiast.
             Wychodzimy z kościoła, trzymając się za ręce. Chłopaki rzucają w nas ryżem, krzycząc: Niech żyje młoda para! Niech żyją państwo Wrona!
                                  Miłość nigdy nie ustaje, jak proroctwa, które się skończą
                                  Albo jak dar języków, który zniknie
                                 Lub jak wiedza, której zabraknie
                                                                                       […]
                                 Tak więc trwają wiara, nadzieja miłość –te trzy
                                 Z nich zaś największa jest miłość


Iśka, for you ;) Dawno chciałaś, ale teraz dopiero jest ;x wybaczysz? ;>
Za wyjustowanie nie odpowiadam ;x komputer i tak zrobi to po swojemu... :/

7 komentarzy:

  1. Nie lubię Wronki ale to jest piękne! Dlaczego dopiero takie okropne dla kobiety zdarzenie sprawiło, że się odważył?? Mężczyźni mają problem z myśleniem i tyle!

    OdpowiedzUsuń
  2. Na początek to ja podziękuje bardzo ładnie! :D
    Wiesz co? prawdziwe to. oj prawdziwe. Zdecydowanie.
    Musiała się nacierpieć. Co za dupki z tego jego kolegów. Z kim on się trzymał?! Potrzebował takiego impulsu, żeby się odważyć? Faceci! Jak on mógł ją tak traktować, skoro był w niej zakochany. W głowie mi się nie mieści.
    No, ale w końcu byli i sa szcześliwi.
    Dziękuję :d
    iśka

    OdpowiedzUsuń
  3. Andrzej :) Dobrze, przejrzał na oczy :) Szkoda, że po tragedii. Jednak w końcu doszli do tego, że się kochają :)
    Bardzo fajny odcinek :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. A teraz idziemy na jednego
    A teraz będziemy wódkę(okocim) pić :P

    od szóstej klasy !? a dopiero w drugiej liceum o tym powiedziałeś. Endrju dobrze, że się ogarnąłeś, tylko szkoda, że po takim zdarzeniu :(

    OdpowiedzUsuń
  5. Czasami zdarza się tak, że skrywamy uczucia, bo boimy się odrzucenia. Tak właśnie postąpił Andrzej. Szkoda, że tak długo to ukrywał. Że dopiero po gwałcie na niej zdecydował się powiedzieć...

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeżeli masz ochotę to zapraszam na jutro startujące opowiadanie. Pojawiła się Informacja warta przeczytania, a jutro pierwszy rozdział. Opowiadanie z Bartoszem Kurkiem o innej miłości i innej dziewczynie ;) Zapraszam
    http://nie-idealna-przepraszam.blogspot.com/


    + Czekam na następnego ;(

    OdpowiedzUsuń
  7. Kurczę, ta historia jest tak podobna do mojej, tyle, że moja nie zakończyła się na szczęście tak, jak się skończyła. Mając takiego męża jak mój kolega, to chyba bym osiwiała w wieku trzydziestu lat xD
    Ale nie o tym ja chciałam... Powiem jedno! Podoba mi się megaśnie i nie dlatego, że przypomina mi moją historię, ale dlatego, że ta historia ma w sobie to 'coś' :D Akurat Andrzeja niedawnymi czasy polubiłam, to mogłam ją w spokoju przeczytać ^^
    Ślub, jak ja dawno na takiej ceremonii nie byłam xD

    OdpowiedzUsuń