Pada śnieg.
Siedzę i patrzę w okno, trzymając w ręce
kilka listów i zdjęć. Łzy spływają powoli po moich policzkach, nie panuję nad
tym. Dlaczego to musi tak boleć? Czy naprawdę nie mogę o nim zapomnieć? On już
nie wróci, jestem tego pewna. Podczas naszego ostatniego spotkania, dwa lata
temu, na moich dwudziestych urodzinach, powiedział mi, że gdy dojdzie do tego,
co do mnie czuje, znajdzie mnie i przyjdzie.
Jest trzydziesty
pierwszy grudnia dwutysięcznego jedenastego roku. Północ zbliża się
nieubłaganie, a ja równy rok temu przysięgłam sobie, że jeśli nie przyjdzie do
końca grudnia, to znaczy że nie przyjdzie w ogóle, a ja wyjeżdżam. Walizka stoi
spakowana w przedpokoju, wszystko ładnie uprzątnięte. Dobrze, że nie mam
żadnych zwierząt. Nie chciałabym ich teraz męczyć podróżą…
Staram się nie
myśleć o tym, co było. To sprawia, że się rozklejam, a już nie chcę. Za dużo
łez przez niego wylałam. Ale wspomnienia przychodzą same, ja wcale ich o to nie
proszę. Jakby chciały sprawić, że moja misternie zbudowana zewnętrzna powłoka
obojętności wobec niego umknie, niczym cień. Bardzo bym chciała o nim
zapomnieć, ale nie potrafię. Przed oczami staje mi dzień, w którym go poznałam.
Był upalny majowy dzień. Wracałam właśnie
od ciotki, do której w wolnej chwili jeździłam z pomocą. Niedawno pochowała
męża. Była sama. Pech chciał, że tego dnia natknęłam się na grupę młodych,
wysokich mężczyzn. Wiedziałam, że są to siatkarze, lecz na tym moja znajomość
się kończyła. Spytałam ich, czy nie mają nic lepszego do roboty, niż włóczyć
się po takim zadupiu, jak zwykłam nazywać to miasto. Kto wie, może niesłusznie.
W ten sposób jakoś się z nimi dogadałam.
Nie powiem, byli zabawni. Od razu ich polubiłam, mogłam się dzięki nim jakoś
oderwać od problemów dnia i życia codziennego. Tak się z nimi zagadałam, że nie
rozglądnęłam się przechodząc przez ulicę. W ostatniej chwili odciągnął mnie
rudy chłopak. Z przerażeniem stwierdziłam, że gdyby tego nie zrobił, nie byłoby
co ze mnie zbierać. Przede mną przejechał tir.
- Uważaj, bo ktoś cię kiedyś przejedzie, jak
nie będziesz się rozglądać – zaśmiał się.
- Myślę, że nikt by nie zatęsknił – uwolniłam
się z jego uścisku.
- Nawet nie wiem, jak masz na imię…
- Dorota – wyciągnęłam ku niemu dłoń.
- Kuba, miło mi.
Uśmiecham się. To
spotkanie bardzo zaważyło na moim życiu. Wiele razy się zastanawiałam, co by
było, gdybym wtedy wyszła kilka minut później z domu ciotki. Albo, gdybym
zamiast przechodzić, weszła do sklepu. Niestety, nigdy się tego nie dowiem.
Polubiłam ich, coraz więcej wolnych chwil
spędzałam w parku spalskiego ośrodka treningowego. Tam dostawałam rady co do
siatkówki, ale jak i również to ja pomagałam im. Przyjaźń kwitła w najlepsze,
zwłaszcza z Kubą. Nie było dnia, żebyśmy nie rozmawiali przez telefon, albo nie
wymienili kilkunastu smsów. Często wycinaliśmy jakieś niegroźne numery. Coś
typu bita śmietana na twarzy. Nie powiem, było całkiem wesoło.
Wiele razy też chodziliśmy po mieście,
rozkoszując się piękną pogodą. Co z tego, że Kurek ogłosił nas od razu piękną
parą? Nie przejmowaliśmy się tym jego dogadywaniem. Po prostu robiliśmy, co do
nas należało, czyli żarty, żarciki i psikusy. Nie sądziłam, że będę w stanie
tak się z kimś zżyć, jak to zrobiłam z Kubą.
Ciemne niebo rozświetla księżyc w pełni. Z
pewnością ładnie to będzie wyglądać, gdy zaczną puszczać fajerwerki. Przypomina
mi się też, zupełnie nie wiedzieć czemu, stara rymowanka, którą ułożyłam razem
z przyjaciółką. Piękny ten księżyc
dzisiaj. Weź swojego misia. Szepnij mu życzenie. Piękne będzie jego spełnienie.
A wspomnienia
dalej wracają. Już nawet nie próbuję ich powstrzymać. Siadam w fotelu i oglądam
te kilka zdjęć. Na pierwszym ja i Kuba uśmiechnięci, trzymający razem złoty
medal z Mistrzostw Europy. Tej radości nie zapomnę. Ja wtedy siedziałam sobie
grzecznie na zlocie rodzinnym u babci, gdzie nie było telewizora i siłą rzeczy
nie mogłam tego oglądać. Dostałam smsa z jednym słowem: Wygraliśmy! I zaczęłam dziko tańczyć, krzyczeć ze szczęścia, oraz
cieszyć się. Na szczęście, nikogo to nie zdziwiło.
Co było później?
Kilka godzin po tym fakcie był telefon do Kuby. Pierwsze, co usłyszałam to
głośny krzyk zwycięstwa, jak sądzę w wykonaniu Gruszki. Później lekko
zachrypnięty już Kuba wysłuchał moich gratulacji, pozdrowił chłopaków i na tym
się skończyło.
Na drugim
zdjęciu, zrobionym kilka dni przed moimi urodzinami, Kuba z aparatem Krzyśka
Ignaczaka, którym robi mi pozowane zdjęcie. Ciekawi mnie do dzisiaj, kto jemu
zrobił to zdjęcie. Przypuszczam, że albo Gruszka, albo Gacek. Uśmiecham się
lekko. Bo pamiętam ten dzień jakby był wczoraj.
Trzeci raz próbowałam zrobić dobrą pozę. Wiatr
rozwiewał mi dość długie włosy oraz zwiewną tunikę.
- No włóżże w to trochę serca, kobieto – śmiał
się Kuba, który bawił się dorywczo w fotografa.
- Nie będę w to wkładać serca, bo nie będzie
mi miało co pikać w środku! – wystawiłam mu język.
Podszedł do mnie wtedy i przytulił mnie.
Patrzyłam mu w oczy, powoli się zatracając. Sama nie wiem, kiedy pochylił się,
a jego usta przylgnęły do moich warg. Objęłam go za szyję, nie chcąc, żeby coś
przerwało tę chwilę. W brzuchu eksplodowało mi stado motylków. Ale ta chwila
nie mogła trwać wiecznie. W końcu odsunął się ode mnie i tylko pogładził mnie z
uśmiechem po policzku.
Wspomnienia bywają wielkie. Czasem są
dobre, ale jednak nie zawsze przychodzą w dobrych momentach. Ostatnie zdjęcie
pokazuje to, jak Kuba składa mi życzenia, wręczając małą paczuszkę. W
środku była przepiękna bransoletka z
białego złota i list. Pamiętam, że to był nasz ostatni pocałunek. Kilka godzin
później oznajmił mi, że wychodzi, musi sobie wszystko przemyśleć.
Rozkładam kartkę
papieru.
Droga Doris.
Przepraszam Cię bardzo, że tak wyszło. Mam
nadzieję, że mi kiedyś wybaczysz. Nie wiem sam, co do Ciebie czuję, z pewnością
nie traktuję Cię już jak przyjaciółkę. Przysięgam, że gdy dojdę do tego, co
czuję, wrócę, choćbyś wyjechała na koniec świata, znajdę Cię. Powiem Ci, do
jakich wniosków doszedłem i pewnie pozostanie mi modlić się, żebyś mnie do tej
pory nie znienawidziła.
Te chwile spędzone z Tobą były dla mnie
magiczne i bardzo chciałbym móc je zatrzymać. Nie powiedziałem Ci, komu
zadedykowałem ten medal na Mistrzostwach Europy i jeszcze teraz nie powiem.
Dowiesz się w swoim czasie.
Wiem, że to krótki list, ale ja niestety nie
umiem ich pisać. Dziwnie tak przelewać uczucia na papier… Nigdy nie byłem w tym
dobry. Pozostaje mi życzyć Ci jeszcze raz spełnienia wszystkich marzeń.
K.
W chwili, gdy pierwszy raz
przeczytałam ten list nie mogłam do końca zrozumieć jego przesłania. Później,
gdy już powoli do mnie to dochodziło, po policzkach toczyły się łzy. Teraz
wciąż kręcą się w oku, jednak już nie spadają.
Pomyśleć, że
nie wierzyłam w miłość. Kocham go już od co najmniej dwóch lat. Nie wiem, w
którym dokładnie momencie się to zaczęło. Tak jest i już.
Pukanie do drzwi
wyrywa mnie z zamyślenia. Zdziwiona lekko, kto może dobijać się do mnie o tej
porze, idę do przedpokoju i otwieram. Pierwsze – niedowierzanie. To nie może być
prawda, to nie może być on. On już nie wróci. A jednak? Cofam się, on wchodzi i patrzy mi w oczy.
- Doris, przepraszam,
że to tak długo trwało – mówi, spuszczając głowę. – Nie dopuszczałem do siebie
myśli, że mogę kogoś kochać tak długo. Nie wierzyłem w miłość, dopóki nie
poznałem ciebie. Wybacz mi to, proszę. Gdy tylko to zrozumiałem, zacząłem cię
szukać. W końcu znalazłem.
- Zwątpiłam w to, że
już przyjdziesz – w oczach znów stają łzy.
- Jeśli ja coś
obiecuję, zawsze dotrzymuję słowa – podchodzi do mnie.
Chwyta mnie za
brodę, zmuszając, bym popatrzyła mu w oczy.
- Kocham cię, Doris.
Najbardziej na świecie.
Uśmiecham się.
Teraz już rozumiem, że warto było czekać tak długo. Staję na palcach i wpijam
się w jego usta. Jest trochę zaskoczony, jednak oddaje pocałunek. Bransoletka
wysuwa mi się spod rękawa. Tak, cały czas ją nosiłam. Za oknem słychać
wystrzały fajerwerków. Witaj Nowy Roku, może będziesz lepszy, niż ten zeszły.
blask tamtych chwil,
ja wracam, ja wracam do Ciebie.
Odnaleźć chcę nasze sny, szczęśliwe dni,
ja wracam, ja wracam do Ciebie
ja wracam, ja wracam do Ciebie.
Odnaleźć chcę nasze sny, szczęśliwe dni,
ja wracam, ja wracam do Ciebie
Dla Titty :D Proszę oto Rudzielec ^^
Życzę wszystkim Szczęśliwego Nowego Roku, wielu spełnionych marzeń, samych szczęśliwych chwil oraz dużo szampana! :)
głupek z tego jarskiego. ale wrócił. chwała mu za to. :D
OdpowiedzUsuńoo hahha :D Dzięki Ci wielkie, kochana kobieto :D Ty to wiesz, jak mi humor poprawić :) Rudzielec :D Booosz, masz Ty szczęście, że on wrócił^^ hhahaha on sam ma szczęście, że wrócił;P Rozumiem, że jego mały Kubusiowy rozumek potrzebował aż dwóch lat, żeby ogarnąć fakt, że jednak kocha :D Uwielbiam to :D
OdpowiedzUsuńŚwietne :) Z czasem wcale im nie przeszło i bardzo dobrze, bo teraz mogą zacząć nowy sto razy lepszy rok :)
OdpowiedzUsuńBrawo Rudy :D Doris zdobyta :D
Pozdrawiam
Nie ma to jak świetnie zacząc nowy rok;) Cieszę się,że Kubuś wszystko zrozumiał i wrócił, trochę mu to zajęło ale najważniejsze,ze wrócił;)
OdpowiedzUsuńPo tym one parcie uświadomiłam sobie ze tęsknie za Kubą. Dobrze że ten zdążył na czas, niestety w życiu często jest tak że ukochane osoby mijają się ze sobą nawet o o te kilka chwili ,ale to wystarczy by już nigdy nie mogli być szczęśliwi, na szczęście tu tak się nie stało
OdpowiedzUsuńcudowna historia! a do tego Kubuś! szczęśliwie im się nowy rok zaczął :) i Tobie także takiego życzę ;)
OdpowiedzUsuńJa pierdziu, gość trafił idealnie. Nie ma to jak wyczucie czasu <3
OdpowiedzUsuń