Zmieniłam trochę koncepcję prowadzenia tego bloga. Dlatego też będą tu pojawiać się one party nie tylko o siatkarzach, jak do tej pory, ale też o innych sportowcach, piłkarzach, skoczkach narciarskich, piłkarzach ręcznych itp.

sur la ligne



       Moje życie już dawno przestało się toczyć tak, jakbym tego chciała. Zaczęło się to już sześć lat temu, w liceum. Chciałam zostać dziennikarką sportową, nawet poszłam na profil z podstawami dziennikarstwa. Szło po mojej myśli. Niestety, wszystko miało swoją cenę, tak więc zaniedbałam lekko życie towarzyskie na rzecz matematyki, fizyki i chemii,  z których nigdy nie byłam orłem, a chciałam dobre oceny.

       Zaprzyjaźniłam się z jednym chłopakiem z klasy. Był bardzo miły, można by rzec – dżentelmen. Gdy potrzebowałam pomocy, dostawałam ją. Gdy byłam chora, przynosił mi zeszyty, gdy czegoś nie rozumiałam chętnie tłumaczył. Niestety, chwile, które spędzaliśmy razem w szkole były bardzo krótkie, gdyż jedna z koleżanek była w nim zakochana.

     Postrzegała mnie jako zagrożenie, chciała za wszelką cenę odsunąć od niego. Gdy rozmawiałam z nim o wyniku ostatniego meczu, czy czymś podobnym, po prostu podchodziła, wtrącała się, potem go ciągnęła ‘’na stronę’’. Kiedy on chciał do mnie podejść, zawsze go wołała, nie pozwalała, byśmy rozmawiali dłużej niż trzy minuty.

         W trzeciej klasie wszystko się skomplikowało. Moje oceny spadły drastycznie i mimo, że się uczyła, nie potrafiłam tego pojąć. Pierwszy raz zaczęłam się martwić o moją przyszłość. DO tej pory miałam jasno postawiony cel – dziennikarstwo sportowe. A teraz? Wszystko mogłam zaprzepaścić. Piotrek zaczął  grać na poważnie, nawet mu to wychodziło. Widziałam jego potencjał, zapał, zaangażowanie i miłość do siatkówki. Wkładał w nią całe serce, nawet jeszcze więcej. Ja jak tylko mogłam, starałam się go dopingować, pomagać.

        Przyszedł maj, matury, których nie zdałam wystarczająco tak, aby dostać się na wymarzone studia. Pierwszą moją reakcją był płacz. Potrafiłam nie spać całą noc, ale ją przepłakać, użalając się nad niesprawiedliwością świata i wszystkich ludzi dookoła. We wrześniu zdawało się, że już nic nie może być lepiej. Aż nagle zadzwonili z Rzeszowa. Znajomy mamy, który pracował na uczelni, poinformował mnie, że jednak się dostałam.

        Nie mogłam w to uwierzyć. Jedno z moich najskrytszych marzeń zaczęło się spełniać. Jeszcze tego samego dnia, spakowałam walizki i wyjechałam. Musiałam załatwić sobie mieszkanie i wszystko inne. Jednak nawet to nie popsuło mi humoru.

        Zdawało się, że szczęście zaczęło się w końcu do mnie uśmiechać, że wyjdę na prostą, skończę studia i będzie dobrze. Że będę mieć pracę, założę rodzinę. Znalazłam mieszkanie za stosunkowo niską cenę wynajmu, miałam chęci do nauki i nadzieję na lepszą przyszłość.

      W trybie nauki minął mi rok. Kontakt z Piotrkiem urwał się jeszcze wcześniej, praktycznie zaraz po zakończeniu trzeciej liceum. Wiedziałam jednak, że sobie dobrze radzi i dalej w niego wierzyłam. Zakochanej w nim Oli nie przeszło. Pojechała za nim do Częstochowy, co wiedziałam z poufnych źródeł.

      A teraz mieszkam w Rzeszowie już siódmy rok, przeprowadziłam się do większego mieszkania, skończyłam studia i pracuję jako dziennikarka w miejscowej gazecie. Jednak mam zamiar poszukać lepszej pracy. Jak na razie musi mi to wystarczyć. Już trzeci rok tam pracuję. Niestety, szef się zmienił, a jak powszechnie wiadomo, to potrafi zniechęcić pracownika, lub wprost przeciwnie. W moim przypadku rewelacji nie było, szefa nie polubiłam.

     Wchodzę na Podpromie, gdzie mam przeprowadzić wywiad z jednym z nowych nabytków ASSECO Resovii Rzeszów – Paulem Lotmanem. Zawodnicy mają rozgrzewkę. Siadam więc na najbliższej trybunie i czekam, aż skończą to, co zaczęli. W głowie przygotowuję sobie pytania. Dopracowuję szczegóły. Taki wywiad wbrew pozorom łatwy nie jest. Jedna odpowiedź może zmienić cały jego tok.

       Nagle żółto niebieska piłka szybuje w moją stronę. Nieiwele myśląc rzucam się w bok, zasłaniając twarz rękami. Podchodzi do mnie z uśmiechem dawny przyjaciel zdający się mnie nie poznawać.
 - Przepraszam panią – mówi niepewnie. – To nie było zamierzone.
 - No ja mam nadzieję. Chciałabym jeszcze pożyć – śmieję się.
 - Skąd ja panią kojarzę? – o, czyżby zaczął ogarniać?
 - Nie pamiętasz koleżanki z liceum? Iza Bałecka. Mówi ci to coś?
 - Izka? Jak fajnie cię znów widzieć – przytula mnie. Uśmiecham się. Brakowało mi go trochę.
 - A co z Olką? Nie przyjechała za tobą, prawda? – pytam z nadzieją, gdyż nigdy nie lubiłam tej panny.
 - Nie, została w Częstochowie. Na szczęście.
 - Szczęście?
 - Zaczęła mnie już wkurzać.
 - Mnie już w szkole…

       Na szczęście pan Kowal skończył trening wcześniej, niż przewidywaliśmy. Zrobiłam wywiad z Paulem, a teraz spacerujemy razem z Piotrkiem po parku i opowiadamy sobie, co się działo przez te parę lat. A trochę tego jest.

        Nie przejmujemy się nawet wtedy, gdy zaczyna padać deszcz.
 - A wiesz co jest najlepsze? – mówi Piorek.
 - Nie bardzo, ale pewnie zaraz się dowiem – śmieję się.
 - Gdy Olka zaczaiła, że jej nie kocham, wykrzyczała mi w twarz, że jestem żydem i prostakiem, a potem odeszła. Nie zgadniesz, kogo teraz prześladuje.
 - No pewnie nie…
 - Bartosza Kurka.

        Zaczynam się śmiać. Ta panna zawsze była dziwna… Nawet bardzo. I w tym momencie Piotrek się zatrzymuje.
 - Co jest? – pytam nieco zdezorientowana jego zachowaniem.
 - Bo ja ci chyba powinienem coś powiedzieć…
 - No więc mów…
 - Kocham cię, Izka…

       Jakoś nie chce mi się w to wierzyć. Więc patrzę na niego, jak przysłowiowe cielę na malowane wrota.
 -Piotrek, ale...
 - Nie ma żadnego ale. Tak jest i już. Nie zmienię tego, choćbym chciał.

       Przytulam się do niego. Tego potrzebowałam. Tej jasnej deklaracji. Bo ja jego też kocham.

      Przeglądnę się w lustrze z zachwytem. Włosy będę miała spięte w artystycznie niechlujny kok, a pojedyncze pasma spłyną na twarz. Śnieżnobiała suknia, idealnie dopasowana podkreśli to, co powinna. Uśmiechnę się delikatnie.

      Staniemy w kościele przy ołtarzu i trzymając się za ręce wypowiemy słowa przysięgi, które połączą nas do końca życia. Pojedziemy do domu weselnego, gdzie przywitamy gości i zatańczymy pierwszy taniec. Usiądziemy przy stole, a ja nachylę się i wyszepczę Piotrkowi do ucha
 - Będziesz tatusiem –on uśmiechnie się i mnie przytuli, szepcząc, że nas kocha.

    Ale do tego momentu… Jeszcze czterdzieści osiem godzin.


       Jak tu dawno nic nie było o.O 
       Dla Iss, z okazji urodzin ^^ Tak, wiem, że spóźnione...
       Wybacz i jeszcze raz, wszystkiego naj ;* 

5 komentarzy:

  1. fajny one part z Pitem w roli głównej, tylko trudno mi sobie było wyobrazić Ole jaką tą zła eks, moim zdaniem Ola jest jedną z najbardziej sympatycznych Wags. Widocznie Iza i Pit byli sobie pisani juz wtedy w liceum, ale nawet ten czas który ich ze sobą rozdzielił nie zmienił tego i wspólna wieź się nie zatarła miedzy nimi

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się,że się tutaj pojawiłaś razem z Piotrkiem:) Aj no co ja mogę powiedzieć? Iza i Piotrek byli pisani sobie już w liceum i myślę,że byliby razem gdyby ta nieszczęsna wtedy Aleksandra ale jak to mówią lepiej później niż wcale;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piter <3 Jeden z moich ulubieńców :D Jak widać starania Oli poszły na marne . Piter jej po prostu nie był pisany. Pit jej dał kosza i wzięła się za Bartka. Ma dziewczyna pomysł na siebie:D
    Cieszę się, że to Iza okazała sie tą jedyną i to z nią Piter spędzie resztę życia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. No już się bałam że nic się tu nie pojawi, ale na szczęście :)
    One part świetny :) Piotrka bardzo lubię więc tym bardziej się cieszę :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Spotkanie po latach zaowocowało. W dzieci!

    OdpowiedzUsuń