Zaczęło
się banalnie. Jak w romansach. Wylał na
mnie kawę. Przeprosił, załatwił nowe ubranie, zaprosił do siebie.
Potoczyło się. Prawił komplementy, gdy wpadaliśmy na siebie na ulicy. Jak się
okazało, mieszkaliśmy całkiem blisko siebie, na tym samym osiedlu. Lubiłam go.
Naprawdę. Potrafił mnie pocieszyć, pomagał, był zawsze, gdy go potrzebowałam.
Aż kiedyś, na Sylwestra 2013 wyznał mi miłość. Przez pierwsze kilka sekund nie
wiedziałam, co powiedzieć. Nie kochałam go. To znaczy – kochałam, ale jak przyjaciela.
Nie pociągał mnie nigdy, nie postrzegałam go, jako kogoś, z kim mogę spędzić
resztę życia.
Wypity
alkohol buzował we mnie, więc oddawałam jego pocałunki, wtedy też chyba się z
nim przespałam. Nie pamiętałam nic, kompletnie, zupełnie nic. Obudziłam się w
swoim łóżku, naga, ale jego nie było. Był tylko liścik, w którym powiedział,
żebym nie martwiła się o swoją torebkę, którą zostawiłam przy barze, bo ją ma.
Chyba wtedy zrobiłam mu nadzieję, bo przynosił mi kwiaty i komplementował
jeszcze bardziej. Ale ja go, kurde, nie kochałam. Nie umiałam mu tego
powiedzieć, a jego obecność była dla mnie udręką. Nie wytrzymałam tego. Zostawiłam
mu liścik i wyjechałam, uciekłam.
Kochany Marcinie.
Przepraszam, że oznajmiam Ci to w formie listu, ale nie potrafiłam
zdobyć się na powiedzenie Ci prawdy. Nie kocham Cię. Nie chciałam Ci tego
mówić, bo bałam się, że Cię stracę, ale teraz widzę, że to nieuniknione. Życzę
Ci szczęścia, miłości i wspaniałej kobiety przy boku. Zapomnij o mnie.
Klaudia.
Zostawiłam mu
to pod drzwiami i pojechałam na lotnisko, skąd miałam samolot do Ankary, do
siostry. Trzy miesiące później uświadomiłam sobie, jak bardzo mi go brakuje.
Pół roku później dotarło do mnie, że nie był mi obojętny. Dziewięć miesięcy po
tym dowiedziałam się, że zagra w miejscowym klubie. Równy rok po tych
zdarzeniach spotkałam go w klubie.
Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja zrozumiałam, że przez cały ten czas kochałam.
Ale później zobaczyłam, jak całuje niską brunetkę.
No tak, Klaudia, znowu
zjebałaś.
Na przełamanie.
Szczęśliwego 2015 roku. Dużo weny, dużo meczy, dużo miłości.
Krótkie. Fajne. Mogę wracać do szukania jakiegoś meczu xd
OdpowiedzUsuńWszystkiego dobrego :*
czytam, czytam i nagle koniec. Aż nie wiem co o tym napisać.
OdpowiedzUsuńWydawać się mogło, że ta historia to takie typowe romansidło jakie spotykamy w książkach. Faktycznie, Klaudia spartoliła. Ale nie od dziś wiadomo, że ten, który kocha, niekoniecznie poczeka. Ona swojej szansy nie wykorzystała. Oby to doświadczenie było dla niej cenną lekcją, z której wyciągnie wnioski. Pozdrawiam i również życzę Szczęśliwego Nowego Roku
Klaudia potrzebowała czasu i odpoczynku od Marcina, aby zdała sobie sprawę z uczucia, którym go darzyła. przykro, że Marcin znalazł sobie nową ukochaną, no ale przecież sama go o to prosiła...
OdpowiedzUsuńTak w życiu już jest niestety. Biedna Klaudia, nie wiem czy do końca życia sobie wybaczy. Będzie jej ciężko..
OdpowiedzUsuńJej zachowanie mogło zranić Marcina. Widać, że Klaudia potrzebowała czasu żeby zrozumieć, że zakochała się w nim. Czas pokazał, że Marcin znalazł szczęście z inną dziewczyną.
OdpowiedzUsuńNa własne życzenie straciła Marcina.
OdpowiedzUsuńZabawiła się, zrobiła nadzieję i uciekła.
Ech... takie jakby życiowe, niestety.
Czas nie stoi w miejscu, ludzie też nie. Człowiek nie kocha w życiu tylko jednej osoby więc Marcin nie czekał! Nie czekał bo to byłoby wbrew naturze:)
OdpowiedzUsuń